Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sądów trzymały na wodzy, chodziliśmy jak dzieci na paskach, dziś nikt się nie dziwuje niczemu i nikt nic nie broni — byle zręcznie!!
— I nic też nie ma ceny, nic nie smakuje! dodała Włoszka.
— Pani, przerwał muzyk z zapałem — nim dalsza rozmowa pójdzie tym torem, zaklinam was, raczcie mnie wysłuchać!!
— Najchętniéj, odpowiedziała zdumiona Lucia, ale o cóż idzie?
— Pani! o życie moje! dodał Włoch... Moskal odwrócił się ku niemu, groźnie razem i szydersko.
— Mogę zabrać głos! rzekł muzyk.
— Prosimy...
— Siadajcież państwo na ławkach... poczynam! Skłonił się i odchrząknął.
— Chociażby się państwu zdawać mogło że od rzeczy prawię, dorzucił, błagam wysłuchajcie mnie cierpliwie do końca...
— Tak, respice finem, szepnął szydersko Francuz.
— Ja i mój towarzysz, mówił Włoch, jasteśmy dwojgiem dzieci tych cząstek Italii które się jeszcze z matką połączyć nie mogły; płaczemy nad losami naszemi, kajdany namulały nam ręce... Wydostaliśmy się z ziemi niewoli, z pod piombi więzienia