Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Włoszka spojrzała na niego i nagle zamilkła.
— Jużciż choć ja przecie, mogłabym tam pana zobaczyć, rzekła po chwili.
Iwaś smutnie potrząsł głową. Francuz duński który podsłuchiwał rozmowę, wymiarkował z niéj tylko że Włoszka musi mieć zamiar opuścić Moskala, który jako wygnaniec i banita pod rząd moskiewski powrócić nie może. Tyle umiał jeografii politycznéj że mógł to wykombinować — co dowodziło niepospolitéj nauki, którą nie zawsze nawet dziennikarze obcy poszczycić się mogą.
— Więc pani porzucasz towarzysza podróży? podchwycił żywo.
— Ja? ktoż to panu powiedział? zawołała Włoszka mierząc go oczyma, a po chwili dodała: Tak! tak... muszę... zapewne... a mówiąc to spojrzała nań czule i z lekka westchnęła.
Gromow zaciął wargi, czoło mu się pofałdowało dziko.
— I jedziesz pani, tak sama! zawołał Francuz.
— Ale nie, nie sama! zafrasowana widocznie chmurno odpowiedziała Włoszka. — Pan mnie męczysz temi pytaniami... Ja jeszcze nie wiem sama co pocznę, nie lubię o tém mówić! Nie wiem — stanie się tak, inaczéj — ktoż wie? chi lo sà?