Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że to com znalazł tu przeszło wszelkie obawy i oczekiwania. Studenci byli po większéj części dziećmi drobnéj szlachty i właścicieli drobnych lub urzędników niższych, dosyć po prostu wychowanemi; nic téż czasem dzikszego nad instynkta dziecinne.
Było to prawdziwe męczeństwo, niemal nieustanne. Jako żyd ledwiem sobie wyprosił ostatnie w odosobnionéj ławie miejsce; musiałem się okupywać od razów nieustannemi kozubalcami, a milczeć na obelgi któremi mnie obsypywano. Nieskończone przymówki i przyśpiewki do świniny, do rzeczy dla nas niemiłych, nawet się czasem w ustach nauczycieli spotykały, cóż dopiero mówić o uczniach?
Broniła mnie pokora i milczenie, Pierwsze dni zwłaszsza były straszliwe, oswoiłem się i ja późniéj i drudzy oswoili się ze mną, tak że potém na ławie mojéj odosobniony, prawie zapomniany i spokojny mógłem pozostać.
Ale w saméj nauce ileż dla mnie do przełamania było trudności....
— Wchodziłem nagle na cale nowe i różne stanowisko, spotykałem się z poglądem nowym, dziwnym, w sprzeczności będącym z tym, jaki dotąd sądziłem jedynie prawdziwym.