Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A któż z nas tego nie przechodził? zawołał magnat z właściwą dumą, ja, jak mnie widzicie, mam dziś parę milionów, może więcéj, a sprzedawałem szuwaks i zapałki na ulicach....
Stary Abraham skłonił przed nim głowę w milczeniu; szepnąwszy tylko z księgi Sędziów wiersz, który Rabbini tłumaczą, że słońce ciężko dopiekające znosić należy, choć dokucza, gdyż światu jest potrzebném.
Potém złożywszy ręce na głowie mojéj, pobłogosławił mnie stary modląc się po cichu i skinął ku matce aby była spokojną, sam zaś zwrócił się do przybyłego z obojętniejszą już i ogólniejszą rozmową.
Acz małym byłem naówczas chłopakiem, pamiętam scenę tę dobrze. Przybyło do niéj wkrótce więcéj aktorów i słuchaczów, gdyż i inni krewni matki którzy ją dawniéj mało znali, i ciekawi i ci co mieli pretensye do znaczenia i rozumu, miasteczkowi patrycyusze żydowscy, poschodzili się wszyscy zasłyszawszy o przybyłym wielkim człowieku.
Naówczas usunęły się kobiety, odprawiono dzieci i poczęła się cicha rozmowa, o któréj treści dowiedziałem się znacznie późniéj.
Krewny nasz, którego Abraham i inni poczęli