Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na znak zadowolnienia puścił mi w twarz kłąb dymu. Potém pomilczawszy trochę odezwał się po niemiecku.
— No... trzeba będzie z niego zrobić człowieka!
Wszyscy, choć podraźnieni, słuchali wyroczni z pokorą, był bowiem niezmiernie bogaty i cały nasz los od niego zależał.
— No, cóż myślicie, dodał zwracając się do matki — co myślicie? Jabym go pokierował, ale nie po waszemu pewnie...
I począł szybko odwracając się do Zelmanna.
— Dosyć już jest żydów w tych małych handlach, po wsiach, po karczmach, wszystko się to marnuje, a wiecie czemu?... oto że się nic nie uczymy...
— Jak to? przerwał Zelmann, wszakżeśmy go uczyli i dotąd uczym jeszcze, chłopiec już czyta Gemarhę...
— A! ah! ruszył ramionami bogacz, na co jemu ta Gemarah? co on ma robić z Gemarhą? czy wy go myślicie kierować na rabbina? Nam teraz potrzeba cisnąć się wszędzie, a nie zamykać w ciasném kółku... po co te pejsy? na co ta jarmułka? to wszystko zabytki średniowieczne! Czasy prześla-