Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żeliga pobladł.
— Zaczyna się męka! — rzekł — ale nie ma ratunku, uniknąć jej byłoby słabością.
— Kto oddał bilet? — spytał kasztelan.
— Paź królewski, Płotnicki.
— Czy dodał co ustnie?
— Mówił, że król oczekiwać będzie pana kasztelana w Łazienkach, o ósmej wieczorem na prywatną audjencję.
Nie było sposobu, wytłumaczenia się; uścisnąwszy stolnika, który pozostał sam w pałacu jako dobrowolny więzień, kasztelan pojechał.
Około posągu Sobieskiego czekał Płotnicki, domyślił się powozu, zatrzymał i grzecznie podjął się zaprowadzić do króla, który przechadzał się w ogrodzie.
Poszli więc pieszo bocznemi ulicami po za amfiteatr.
Stanisław August wracał od swych łabędzi sam jeden, w letnim ubiorze wieczornym, blady, smutny i zamyślony, postrzegłszy kasztelana powitał go ręką i uśmiechem, polecił Płotnickiemu aby nikogo nie wpuszczano i zostawiono ich samych na sam, a na ostatek ujął pod rękę przybyłego i pociągnął z sobą.
Pierwsze wyrazy rozmowy w tym wieku, który jeszcze wielką do komplementów przywiązywał wagę, były wymianą słodkich i nudnych grzeczności, zapytaniami o zdrowie, rodzinę itp.
Ukończywszy te preliminarja, król ścisnął rękę kasztelana i odstąpił kroków parę z uśmiechem.
— Spodziewam się — rzekł słodziuchno z tym wdziękiem głosu i słowa, jaki mu był właściwym, gdy chciał sobie kogo pozyskać — spodziewam się kochany kasztelanie, iż nie wątpicie i nie wątpiliście nigdy o moim dla siebie szacunku i przyjaźni. Nie weźmiecie mi wiec za złe, gdy powodowany temi uczuciami zapytam co to za jakiś dziwny interes od wczoraj sobie szepcą do ucha? tyczący się was, jakiejś kobiety... nie wiem... jakiegoś grożącego procesu rozwodowego? Chciałbym