Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zgłębić tej przepaści i podłości i bezwstydu. Nie jestem przywykły sięgać w kałużę i z błotem mieć do czynienia, a to kał i paskudztwo. My oba kochany stolniku, mimo żeśmy grzeszni ludzie, jesteśmy jeszcze za prości, za szczerzy, za niewinni, ażebyśmy sobie dali radę teraz, gdzie kresu niegodziwości oznaczyć nie potrafimy. Na to potrzeba człowieka co by z chorobami namiętności i upadków często miewał do czynienia, trzeba duchownego lub prawnika oswojonego z trupiarnią i zgnilizną. Zatem nie łamiąc sobie głowy próżno, jutro siądziemy na bryczkę z waszmością i pojedziemy do Warszawy. Mam tam człowieka wielkiej zacności, biegłego w znajomości praw i wypadków wszelkich... udamy się do niego. Jak na spowiedzi wyznam mu wszystko, bo tu nie ma czego bym się miał wstydzić, a co on wyrzecze, usłucham. Na dziś dość żółci przelewać.
Wieczór zszedł na obojętniejszych rozmowach, chociaż stolnik nie mógł wytrzymać, kilka razy wtrącił coś o Achingerze i klął go nielitościwie, a samo wspomnienie tego imienia całego burzyło. Kasztelan choć tu o niego szło, był daleko spokojniejszym.
Noc minęła prędko, o świcie korzystając z chłodu puścili się w drogę, a na noc zajechali do pałacu kasztelana, który wszakże oznajmił ludziom aby o bytności jego najgłębszą zachowali tajemnicę.
Tegoż wieczora wyprawiono kartkę poufną do mecenasa Opoczyńskiego, a marszałek dworu przyniósł odpowiedź, że nazajutrz o naznaczonej godzinie służyć będzie. Barciński zamówiony był także na ósmą, jako świadek rozmowy. Kończyli jeszcze ranną kawę gdy drzwi się otwarły i wszedł pan mecenas Opoczyński. Był to mężczyzna średniego wzrostu, twarzy zawiędłej, na której pierwszy rzut oka nie wyśledziłby był rozumu błyskającego w chwilach ożywienia; więcej na niej znać było znużenie życiem i smutek. Niepozorny człowiek wszedł milcząco i usiadł pokornie.