Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żeliga — żem był przestrzeżony, że drogę mam niemal wytkniętą, że tej niewiasty nieszczęśliwej na pastwę temu łotrowi rzucić nie mogę.
— Ale ona jest jego żoną! — zawołał Barciński.
— Ani też ja myślę między małżeństo wchodzić, a przecież muszę tak postąpić, aby ją ratować...
— E! po ludzku — krzyknął stolnik oburzony na Achingera, jabym wprost łajdaka powiesił i byłby koniec.
— Zostaw Bogu karę — rzekł kasztelan — a my litościwą dłoń wyciągnijmy tym, co niewinnie cierpią...
— Jak? w jaki sposób? bo ja nie rozumiem.. — zawołał Barciński.
— Widzi mi się — zawołał Żeliga, — że ja nie zważając na kalumnie żadne, muszę powracać do Barcina, i tam z odkrytą twarzą w pogotowiu do odpowiadania za moje postępki.
— A przekupieni świadkowie? a rozgłos?... Nie lepiejżeby unikając zgorszenia...
— Co myślisz? spytał kasztelan.
— Ułożyć się z tym rozbójnikiem i gębę mu zatkać.
— Myślisz że to możliwe? Jużciż ja do rozwodu kobiety przywodzić nie będę... tego nie uczynię. Małżeństwo jest sakramentem, rozwód naigrywa się z niego; co Bóg połączył, człowiek rozdzielać nie ma prawa.
— To niech sobie trzyma i żonę i pieniądze — zawołał stolnik — byle milczał...
— Nie wiem czy i to na co by się przydało. Jakże z nim się układać? możnaż go potem, gdy zechce tę sztukę powtórzyć dla wyłudzenia znowu pieniędzy odeprzeć tem że sobie raz kazał zapłacić? Czyż zapłacenie nie jest oszkalowaniem kobiety i przyznaniem się do winy? a w jego rękach dowodem że miał słuszność?... Naostatek... nie! nie! — rzekł kasztelan — tak nic się nie zrobi!
— Więc jak? zapytał Barciński.
— Nie wiem — odpowiedział gospodarz — ja jak ty jestem przybity, znękany, nie umiem myśli zebrać