Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ukrywać cierpienie, aby się obcym ludziom nie podawać na szyderstwo. Przy gościach była prawie wesołą, a łez jej nikt nie widział, nawet dziewczynka służąca.
Z tęsknotą w początkach nieokreśloną, bezcelną, później połączyło się przypomnienie lat młodych, tęsknot dawnych do wiejskiego, chłopskiego prostego żywota. Teraz się jej wydawało jeszcze w kraśniejszych barwach, po spróbowaniu innego.
Ale mąż jak najsurowiej zakazał był raz na zawsze wszelkich zwrotów do tej przeszłości, nie wolno było chodzić w sukience dawnej, ani pobiedz w pole, ani nawet własnemi rękami coś zrobić w ogródku, musiała być panią! zawsze panią...
Obrzydło jej to państwo ciężkie jak kajdany, a gdy w czasie dożynek zdejmowała wieniec z głowy dziewczęcia, serce jej biło do szarych koszul, do sukmanek ciemnych, jak do szczęścia marzonego. Czasem zamknąwszy się na klucz, wdziewała strój swój młody, który głęboko schowany był na dnie kufra, i przeglądając się w zwierciedle płakała.
Ta odzież była jej skarbem, najdroższą z pamiątek, najmilszą zabawą, ale najstraszniejszą z tajemnic... Gdyby się mąż domyślił, dowiedział się o sukmance i fartuszku, o koralach i trzewikach, byłby je pewnie był popalił. To też zamknięte to było jak najdroższa materya, a ukryte na samym spodzie.
Kiedy los z sobą skuje takich istot dwoje, nie stworzonych dla siebie, a zbliżonych na to tylko, aby wzajemną żarły się męczarnią, jeśli fatalność jeszcze je osamotni, odsunie od ludzi, rzuci wśród życia próżniaczego na przeżuwanie wszystkich godzin z jedną przyprawą trucizny... albo ten łańcuch, co łączy nieszczęśliwych, zerwać się musi, lub skóra którą ociera stwardzieje jak żelazo.
Łatwo jest przecierpieć burzę gwałtowną kilku godzin, ale przenikającą słotę kilku miesięcy, lat kilku pod ołowianem niebem, na którem nigdy nie widać słońca? Rózia w odrętwieniu swem miała oręż dany