Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głośnego płaczu. Gruchnęła też po sąsiedztwie wieść jak piorun, że Achinger się żeni z chłopką, ale on się wcale tego nie wypierał. Gdy przyszło do ślubu jechać, kościół był pełniuteńki, ludzie aż się dusili: wieśniacy, szlachta, ciekawych tłumy. Szlachcic umyślnie ten raz pozwolił się narzeczonej przybrać po chłopsku, sam wdział paradny strój i spinkę i guzy z drogich kamieni i pas złotolity, a wystąpił poszóstno — znaj pana — była i kareta. Maciejowa, która córce towarzyszyła, wydobyła z kufra węzełek i nie pożałowała sto talarów dać za swoje ubranie, a dęła się jak wojewodzina.
Do oryginalności tego wesela należało, że drużkami były dziewczęta wiejskie, a drużbami Achingera dwóch szlachty, ubogich prawda ale herbownych. Ale z kościoła do dworu na wesele mało kto pojechał prócz czynszowych, a z kobiet ledwie kilka; ze wsi były tylko drużki i Maciejowa.
Sprowadzono jednak skrzypki i tany miały się rozpocząć, gdy nagle zaczęto krzyczeć: „gore!“ W istocie palił się dwór od węgła podłożony, szczęściem, że wcześnie pożar postrzeżono i ugaszono go zaraz, ale to zmięszało wesele, popłoch rzuciło i dużo zajęło czasu, tak że po wieczerzy już się wszyscy rozjechali.
Chodziły głuche wieści, jakoby owa Julka, która z niewiadomych powodów miała się za zdradzoną, ogień ten podłożyła. W kilka dni też gumienny się gdzieś z całą rodziną cichaczem wyprowadził.
Tak się rozpoczął żywot małżonki Achingera. Maciejowa wcześnie sobie wymówiła, że przy córce mieszkać będzie, a do gości nie wyjdzie; wyniosła się więc do dworu, i jej był winien mąż, iż piękna Rózia pogodziła się ze swym losem, który nie był w istocie do zazdrości.
Maciejowa była niewiasta wytrawna i rozsądna. Nieszczęściem nie była nieśmiertelną, a lubiła węgorze, po którym napiwszy się wody, dostała gorączki i umarła. Rózię ledwie oderwano od jej ciała, tak sro-