Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nić zdala co było rzeczywistością, a co być mogło fałszem lub przesadą, niezmiernie mu było trudno, i trzeba było wielkiej bystrości umysłu, aby stanowczy sąd wydawać o tem, co z pod warunków powszednich wychodzi i przedstawia się oku odosobnione, wyrwane, bez wszystkiego, co je w życiu otaczało i prawdopodobnem czynić mogło.
Z sąsiadów Barcina, których odkrycie w Żelidze znakomitego rodu kasztelana, najmocniej skłopotało, podobno najprzykrzej dotkniętym był kuternoga Achinger. Zajścia jego z Żeligą kazały mu się obawiać zemsty, której oprzeć by się nie potrafił chudy pachołek przeciw takiemu magnatowi.
Zaraz w początkach drżał o siebie niezmiernie, później jednak ochłonął, gdy nie doznawszy najmniejszej przykrości, ujrzał kasztelana wynoszącego się z okolicy, i zdającego się zapominać o dawnej urazie.
Już sądził, że go może nigdy w życiu nie ujrzy, gdy znowu Żeliga zjawił się w Barcinie. Achinger był już naówczas żonaty ze swoją włościanką, i po ożenieniu tem, które choć niby szczęśliwe dziwnie się wiodło, podupadł i postarzał strasznie. W umyśle też jego zaszły zmiany, temperament znacznie zwolniał, zamiłowanie spokoju się wzmogło. Począł był ukazywać się wprzódy w Barcinie, gdzie go stolnikowa choć dosyć dumnie ale grzecznie i ludzko z jego jejmością przyjmowała, ale teraz dowiedziawszy się, iż Żeliga tam osiadł, musiał dawny stosunek zerwać. Przez całe to półrocze nie było go w Barcinie widać; nie bardzo też po nim zatęskniono.
Przypadł jakoś jarmark w Chełmie, a że Barciński wołów kilka par potrzebował, ruszył nań. Tu najniespodziewaniej stanąwszy u Szmula na dole zetknął się zaraz w progu z Achingerem, który wprzód zajechał też do tego domu. Wychodząc do sieni spotkali się sąsiedzi. Kuternoga witał.
— Com ja jegomości takie wieki nie widział? zapytał stolnik — aż mi już tęskno. Wilczysko się ożeniło,