Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

która na srebrnej tacce przyniosła list, wielką zamknięty pieczęcią.
— Najmocniej panią za śmiałość przepraszam, odezwała się służąca widząc jej trwogę — ale czuwając obok i słysząc, że pani się spać nie kładzie, myślałam że lepiej zrobię, gdy dziś przyniosę pismo, które dopiero rano miało pani być oddane...
To mówiąc popatrzyła, lekko się uśmiechnęła, postawiła tacę na stole i wymknęła się po cichu.
List leżał długo; nim p. Agnieszka dotknąć go miała odwagę, wreszcie przeżegnawszy się czytać go zaczęła. Był dosyć obszerny i znać już po wyjeździe Barcińskich z pustelni pisany, kasztelan przeczuł jakie wrażenie na stolniku i pannie Agnieszce spowiedź jego uczynić musiały, usiłował je rozprószyć, błagając, aby mu dawną przyjaźń i zaufanie wrócili:
„...Uważałem — pisał w liście — żeś pani także zimniejszą, trwożliwszą była ze starym przyjacielem... dla tego spieszę się do jej serca zapukać, jak ów przed laty ubogi podróżny, któregoście w dom wasz tak gościnnie przyjęli... Za cóż byście teraz się mnie mieli wyrzekać? Małoż ja ucierpiałem? cóżem winien, że na mnie cięży przeszłość, której dwudziestoletnie łzy zmyć nie mogły? Będziesz mnie karać za grzechy, które Bóg przebaczył, każecież mi wyrzec się jedynego szczęścia, o jakiem marzę jeszcze, dla tego, że świat jest płochy i ludzie mają oczy skruszone...
Wiesz pani, jakiem się przywiązał całem sercem do waszego domu i do ciebie... wiesz, iż żyję tą nadzieją, że mi dozwolisz dozgonną nazwać się przyjaciółką... mam słowo wasze... Od wczoraj, widzę to dobrze, ulękłaś się nieszczęśliwego... trwożę się, ale szanować będę wolę twoją... nie żądam ofiary, bo sam potrafię poświęcić się... ale wiedz pani, że poprzysiągłem żyć z tobą lub umrzeć samotnym na pokucie w pustelni mojej...“
Panna Agnieszka czytała, płakała i wielka trwoga a niepokój wstąpiła w jej duszę... ale duma prze-