Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matki i wybiegła cała wzruszona do kolebki syna, wiodąc za sobą starego.
— Oddaję go więc wam, poczciwi bracia nasi, — zawołała — oddaję sierotę w ręce wasze, niechcę innych opiekunów dla niego nad moje serce i wasze.
Hryć pokłonił się u kołyski matce i dziecku śpiącemu, przyłożył rękę do piersi i wzrokiem szczeréj litości pobłogosławił dziecinę; gdy matka wrażeniami straszliwego dnia złamana, padła i straciła przytomność.
Zawoławszy sługi, wysunął się starzec, a pomodliwszy chwilę przed zwłokami i obejrzawszy w koło domóstwo, zaspokoiwszy księdza o potrzeby pogrzebowe, roporządziwszy ludźmi, zwrócił się nazad ku chacie.
Na drodze słychać było zdaleka tentent zziajanego konia, któś prosto leciał do dworu, a co dziwniéj z szaloną wesołością urągającą smutkowi trąbił w róg myśliwski. Głos téj trąbki wrzaskliwy, ochoczy, strasznie się jakoś dziko odbijał po wzgórzach i lasach, sprzeczając dziwnie z żałobą która okrywała wioskę całą. Hryć zadrżał wstrząśniony z gniewu, i pośpieszył co miał siły przeciwko jezdz-