Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowe u komina długie się nieraz wydały, swoboda dnia płaciła za nie. A potém, nie miałże poczciwego Jana nieodstępnego towarzysza, w kniei i w izbie, na ochoczą gawędę i usługę? Jan był godnym synem poczciwego tego ludu, sierotą ze wsi Starego do dworu wziętym z dzieciństwa, niegdyś dojeżdżaczem u ojca jeszcze pana Joachima, dziś piérwszym sługą, szafarzem, klucznicą, rządzcą, ekonomem, przyjacielem i doradzcą. Ale bo też na Jana spuścić się było możno — miał on swoje wady to prawda, a najpiérwszą z nich podobno że od kieliszka nie stronił i cokolwiek podchmielony potrzebował już ciągle mówić — za to poczciwe serce, gotowość do poświęceń niewyczerpanych w nim były skarbem. Oszczędnością ani ze swego ani z pańskiego nie zgrzeszył, tłukł wiele, psuł ogromnie, bo mimo siwego włosu był roztrzepany i gorączka jak młokos, ale ze szkody zrobiwszy ją w prostocie ducha piérwszy się uśmiechał, niedozwalając się połajać nawet, takto jakoś brał lekko. Wszystkie jego grzechy powszednie pochodziły z dobrego serca i nadzwyczajnéj żywości, a pan Joachim tak był do niego przy-