Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czach stanęły z rozczulenia, z uczucia, ale w twarzy jego widać było że mu ten dar był ciężki; poznał to Fedko i niedając słowa przemówić, sam począł.
— Ot tak, paneczku, gromada postanowiła, przyniosła i musicie to od niéj przyjąć... my chwała Bogu a dzięki wam mamy się dobrze, złożyliśmy co tam gdzie pleśnieć miało, a wcześnie wiemy, że u ciebie jakby komu zabrakło, to znajdzie jak w kieszeni. Więc nie sromajcie się przyjąć maleńkiego datku z dobrego serca od swojéj gromady i żeńcie się, a my za to na waszém weselisku wypijemy.
Długoby o tém pisać było, jak się pan Joachim wzdragał, jak na niego gromada nalegała, jak go całowali po rękach, póki rozpłakawszy się rzewnie, nie przyjął nareście tego daru, z wyraźném zastrzeżeniem że w jego ręku zostanie tylko jak depozyt i własność wioski. Wymogli też na nim słowo włościanie, że im przyrzekł o ożenieniu pomyśleć.
Ale zaprawdę wielki to frasunek przybył podżyłemu już myśliwcowi; w domu tak mu jakoś było dobrze, że choć wieczory zi-