Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ot przyśliśmy tak, jakby to powiedzieć (tu się zaciął mówca) do serca pańskiego — dodał po chwili.
— A czegoż to żądacie moi mili, od tego serca? — zapytał zdziwiony pan Joachim.
— Kiedy nie nad nami, to nad naszemi dziećmi niechajby się ulitowało.
— Fedku, ja ciebie nie rozumiem.
— Możem źle powiedział, ale pozwólcie to ja się jakoś roztłumaczę. Dobrze nam było z twojemi dziadami i rodzicami paneńku, niech Bóg duszom ich świeci, dobrze nam z tobą, a mamyż my albo dzieci nasze, pójść na poniewierkę w obce ręce jak drudzy...
— A jakżeby to być mogło! — ofuknął się pan Joachim.
— Jednakże to być musi, kiedy się nad nami nieulitujecie, — rzekł Fedko powoli coraz śmieléj. — Czasby wam, powiedziawszy prawdę ożenić się; ot z czém my przyszliśmy paneńku.
Pan Joachim się uśmiechnął, słodko spójrzał po gromadzie, która mu potakiwała jeśli nie słowy to twarzami i oczyma, i tak dalej ciągnął:
— Tak, tak, z témto my przyszliśmy, nie-