Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrzę i nie wiém czy co widzę. Życie mi zbrzydło, zczerniało, nie mam co z niém zrobić.
Hryć stojący z boku widocznie się oburzył.
— Jeśli człowiek nie wié co ma z życiem zrobić, jego to wina nie losu, — przerwał żywo, — zawsze jest co począć, byleby wola i siła. Nie mówcie tego Juljuszu, to bluźnierstwo. Bóg nas nie stworzył na jęki bezsilne, ale na pracę w pocie czoła i serca: cierpieć i pracować.
— A kiedy sił braknie?
— Pracować na siły, one się zdobywają jak wszystko na świecie.
— A kiedy ludzie odepchną?
— Znieść i pracować na ich miłość!
— Miłość, — rzekł Juljusz — alboż się na nią pracuje?
— Wybo mnie rozumieć nie chcecie, — smutnie podchwycił Soroka — niéma co mówić z wami, ot lepiéj chodźcie dla rozweselenia zobaczcie pokoik Stasia i moją przy nim izdebkę, to was rozerwie, a ja się pochwalę. Chodźmy.
Dosyć niechętnie przystał na to Juljusz,