Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! to ty, stary mój nauczycielu, zawołał podnosząc głowę młody człowiek z radością jakąś smętną i trwożną, to ty — ale cóż porabiasz w mieście?
— Co robię? widzisz, znowum dobrowolny ze wsi wygnaniec! znowu tęskny więzień murów miasta — czyż niepoznałeś Stasia?
Dopiero teraz postrzegł Juljusz chłopczynę uśmiechnionego i zaczajonego za szeroką połą świty Hrycia, który wyskoczywszy nagle, rzucił się ochoczo w objęcia młodego człowieka, ściskającego sierotkę z niewymówném uczuciem.
— A mama? jak się ma mama? co u was słychać w Starém? a niezapomniałeś ty o mnie?
— My z mamą razem tutaj we Lwowie, któren ja niebardzo lubię, odpowiedział Staś żywo, pierwszych dni tom się trochę ciekawił okném, a teraz to już wszystko jedno a jedno i nudno... Ot! chodź no pan do nas... my mieszkamy ztąd o dwa kroki... Mama tak będzie rada zobaczyć pana Juljusza!
Juljusz spójrzał na Hrycia, ten milczał oczy spuściwszy, jakby zafrasowany.