Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

scami nawet przybłąkana z daleka jakby z musu rosła daleko od swych towarzyszek sosna, zimą i latem strojna jak na wesele. Miedzy tą starszyzną leśną, co pokaleczonych czereśni, co krzywych jabłoni i grusz, a dołem ile prześlicznéj niepoliczonéj drobnoty! króluje tu głóg, tarnina, orzech, trzmielina, kaliny i jarzęby, a niżéj jeszcze kwiecia jak na ołtarzu na Zielną. I jakie tam kwiaty! nie mają takich pańskie ogrody pyszniące się zagranicznémi przybyszami — lecz któż bogactwo ich i rozmaitość wyliczy! wszedłszy w gaje już się nie chce wychodzić, taki tu jakiś szmer do serca przemawiający, taki chłód ożywny, taka woń rajska, tak oko lubuje się w obrazie Bożéj ręki nieskończonym rozmaitością, choć na wejrzenie jedną szatą okrytym.
Gdzieniegdzie zielone pod dębami rozściełające się łąki, wśród których u pni spruchniałych bujają młode odrośle dopominając się o swoją dawniéj ziemię; to znów gęszcz nieprzejrzana, w któréj ciemniach tajemniczych gubi się ciekawe oko; daléj parów, a na jego ścianach wieńcami zwieszone chmiele i