Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skich, choć zerdzawiała, powiewała jeszcze czasami, gdy silniejszy wiatr ją obudził.
Naprzeciwko samego dworu, w próżni między dwóma końcami wału, był także ślad grubego muru, zapewne staréj bramy zamkowéj, lecz zamiast mostu zwodzonego, na fossie już usypana grobla wiodła ku górze. Woda, widać dawniéj z niedalekiego przyprowadzona stawu, teraz zupełnie była wyschła i prócz kilku głębszych kałuż deszczem podsycanych, wszędzie zielona murawa uściełała przekop, tu i ówdzie gęstémi krzakami łozy porosły. Stary dworzec był jak wiele innych naszych domów starych, wpół murowany, na pół drewniany, krzepki jeszcze i trzymający się prosto, mimo lat które pamiętał — były w nim i owe sieni ogromne dla czeladzi przyjezdnéj i komnatki nie wielkie dla gospodarzy i alkowy i bokówki i zakomórki różne i kapliczka nawet do jednego końca od ogrodu przylepiona za któregoś Stareńskiego, co paraliżem tknięty, do kościołka na mszę świętą dojść ni dojechać nie mógł.
Na wałach z téj strony ku stawowi rozciągał się obszerny ogród na kondygnacye za-