Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powodu sobie wytłumaczyć nie umiem. Naówczas wstrzymywać cię nie będę, ale gdy nas tu przypadek spędził, przypominajmy sobie czasy dawne: powiedz mi, co się tam stało z twojémi towarzyszami, a uczniami memi, co się stało z Tomaszem, Karolem, Stanisławem?
To zapytanie nie rozpędziło chmur z czoła Juljusza, który więcéj daleko swojém cierpieniem i dziwną kryjówką otaczającą go, był zajęty, niżeli losem dawnych znajomych i mało coś przebąknąwszy o nich starcowi, który jak się zdawało, dla tego tylko pytał, by rozchmurzyć gościa, począł przechadzać się zamyślony po podziemiu, spoglądając to na jego sklepienie widocznie ślady dzieła ludzkiego noszące, to na kości rozsypane po toku wyściełającym dno pieczary.
Jakby wreszcie chciał odpędzić przykre wrażenie sprawione ostatniemi słowy starca, oglądał szukając roztargnienia podziemie stare, zdając się niém najmocniéj zajęty i po chwili przerwał milczenie pytaniem.
— Byćże to może, żebyście wy nic o téj