Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie było takiéj nędzy, takiego upodlenia jak gdzieindziéj. Nie trzeba po dowody iść daleko — u nas i teraz jeszcze włościanin idzie do pana codzień swobodny w każdéj ważniejszéj okoliczności, z weselem, ze smutkiem, ze świętem, przyjmują go jak brata, witają dłonią i sercem, podzielają strapienia i zabawę... Po wioskach naszych nieznane były nigdy wielkie klęski głodu, niedostatku, dopóki pan mógł im zaradzać; szpichlerz zawsze stał otworem, worek otworem dla wieśniaka; wreszcie nędza jego, o któréj tyle piszą obcy podróżni utyskując nad lichą odzieżą, nad zapadłém mieszkaniem wieśniaka, cała po większéj części jest powierzchowna.
W grubéj chodzący świcie kmieć nasz, nie pomieniałby się na cieńkie suknie i cieńki chléb angielskiego lub francuzkiego proletarjusza; łachman tenby go nie ogrzał, a strawa nie nakarmiła. Potrzeba znać kraj i warunki życia w nim, żeby się przekonać, iż w istocie wszystko aż do chaty chłopa, która jakkolwiek licha, miłą mu jest bo pradziadowska, wszystko zastosowane do potrzeby lub wynikłe z konieczności. Że u nas naprzykład co do odzieży