Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nika przerobiłeś się na miejskiego wytwornisia.
Juljusz się zaczerwienił.
— Nie wiém wiele to razy w przeciągu tych lat dziesięciu spotkać mnie mogło, ale to pewna, — rzekł z zapałem szlachetnym — żem ani razu nie zdradził nikogo?
— Jakto? nawet kochanki?
— Zdradzono mnie, alem ja niewinny.
— Tyś na to przeznaczony, — smutnie powoli odpowiedział stary — prawda! prawda! mój biedny męczenniku namiętności! No! darujże wymówkę, która być mogła gorzką, ale doprawdy gdybyś się żalił żem ci płochość zarzucił, nie miałbyś do tego prawa!
Juljusz zamilkł.
— Powiedzże mi naprzykład, — ciągnął daléj Hryć — ledwie tu przybywszy, jakże było można świéżo przebolawszy tyle...
— Ale zkądże ty to wiesz?
— Ja wiém wszystko, — uśmiechnął się stary — i temu się nie dziwuj, bo to tak zawsze bywało. Jakże można, byś świéżo przebolawszy, przybywszy tu z rozpaczą nieuleczoną, boś tak ją nazywał, z zamiarem zmia-