Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żego tradycyą, niedopuszczając rozumowi wnioskowania samoistnego; ale kościół posługując się ludźmi zapobiedz nie mógł, by z katedry jakiej nie powstał niespodzianie Abellard, nie ocknął się gdzie jakiś Wiklef, nie przemówił z ciszy klasztornej Savonarola, nie targnął się na jego powagę jaki Hus lub Luter. Walka z postępem, który jest niezłomnem prawem ludzkości, codzień widomiej stawała się niepodobieństwem, rozumne tylko ustępstwa w porę duchowi wieku czynione ratować mogły, a na te zdobyć się nie umiano... Któraż władza jest tak pewną siebie, by dobrowolnie abdykować chciała choć cząstkę siły na korzyść tych, których za małoletnich uważa? Pakt między rządem a narodem wymagał odnawiania na coraz nowych zasadach, aby mógł być trwałym, a tego właśnie uczynić nie umiano, zamiast