Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdawali się uspieni i posłuszni jakiejś nie swojej woli, a byli poważni jak modlitwa.
I pod ich rękami cudownie rosło wszystko, ziemia poczynała przybierać postać nową, a zupełnie inną. Z dawnych gruzów nie pozostało nic; gdzie były lasy zasiewano pola, gdzie zarosły darnią zagony zasadzano puszcze; gdzie były dwory, stawały chaty; gdzie nędznych chat sterczały zwaliska, podnosiły się pałace.
A gmachy te nie były wszakże podobne tym, jakieśmy widzieli na ziemi, mrowili się w nich ludzie zajęci robotami różnemi... i nie można było rozeznać pana od sług jego, bo słudzy wyglądali jak panowie, a pan był ich wszystkich sługą...
Z podziwieniem wpatrywałem się w tę zgodną robotę nocną, gdy na widnokręgu powoli różowieć zaczęło, słońce się oznajmywało, a lud jako stał tak padł znużo-