Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Świat widocznie jak wąż zmieniał skórę.
Pusto i pusto było a dziko... aż kędyś na pagórku piaszczystym, na którym leżało kilka kamieni omszonych, niby cmentarnych, poruszyła się widma i wyszły z niej głowy, a potem wysunęły się postacie w całunach białych.
Byli to starcy, z siwemi brodami długiemi, bieli jak piasek, z którego wyszli, jak obsłony, w które byli ubrani; stali podparci na kijach i patrzali to na ziemię, to na siebie.
Niekiedy kościstemi palcami trupiemi przetarli sobie oczy zaspane i znowu jakby im nie dowierzając przyglądali się z pagórka ziemicy...
Pod zwieszonemi całunami znać było jak ruszali ramiony, a głowy ich czy ze starości, czy z dziwu wahały się na szyjach chudych jak makowe pąki gdy wiatr