Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się podleczył nieborak, ma łyżkę strawy i łóżko, czegoż mu więcej potrzeba! Ani on światu ani świat jemu nowej nie zagra piosenki, wyspiewał wszystkie, wszystkie wysłuchał... nawet marsza Skrzyneckiego... który się skończył — żałobnym Chopina.
Otóż jedna z próbek tułaczego żywota naszych braci... których kraj jak wyrodków odpycha, o których jak nie o swoich zapomina — łóżko w szpitalu i grób wspólny z tymi, co mogiły nie mają czem zapłacić.
Któż z nas pewien że go coś podobnego nie spotka?
Zmarznąć na Sybirze lub zeschnąć we Włoszech pod równie niegościnnem niebem południa — wszystko jedno. Ocaleni są tylko ci, co wierni duchowi wieku, pozbywszy się uczucia, pamiętali o sobie, zapomnieli o drugich...