Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



X.
EPILOG.

Nazajutrz po dniu św. Floryana, dla wszystkich tych, co z nim razem obchodzili święto patrona Krakowa, książe Kaźmierz wspaniałą ucztę gotował.
Zdawna ją przysposabiano, gdyż zaproszonych liczba niemała była, a książe uczcić ich chciał ze szczodrobliwością królewską.

Trzech biskupów przybyło umyślnie na tę uroczystość do stolicy, wszyscy panowie Rady, dostojniejsi ziemianie, wojewodowie, żupani, starzy druhowie Kaźmierza i Henryka. Jaksa z Miechowa, Rusław, na którego ziemi Sulejowski klasztor zakładał, Jarosław Belina, Goworek z Sandomirza, Żyra z Płocka, stawili się do boku pańskiego. Do relikwij tego danego państwu swemu patrona, książe najwyższą przywiązywał cenę, widział w nich porękę błogosławieństwa Bożego dla tej ziemi. Pomiędzy duchowieństwem, jak perła czystej wody, jaśniał mistrz Wincenty, ulubieniec pański, któremu niedawno Kaźmierz napisanie hymnu na cześć świętego polecił[1].

  1. Bardzo prawdopodobnie może to być Kadłubka dzieło, styl i język na tę myśl naprowadzają.