Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozśmiała się, żółtych parę ukazując zębów. Popatrzała trochę na Stacha i palce skierowała ku niemu.
— Ot ten, po co się tu przywlókł, nie wiem, bo już mu nic nie pachnie.
— Ja też i wąchać tu nie myślę! — odparł Stach szorstko.
— A no, bał się sam do baby iść — przerwała — żeby go nie uczarowała dla siebie, a ludzie się zeń potem nie śmieli, iż się w starej miotle rozmiłował.
— Ej, wy! ej, wy wszyscy! — dodała, grożąc Bogoryi.
— No, wróżcie! — przerwał, obu rękami na stole się opierając Jaśko — będzie li co z tego co ja sobie myślę?
Czechna głową pokręciła.
— Trzeba zobaczyć... — bąknęła.
Bogorja położył garstkę srebrników na stole, które stara pilno naprzód do fartucha zagarnęła. Wstała, poszła do kąta, dobyła z niego garnek szeroki a płaski, nalała wody coś mrucząc, z drugiego naczynia coś dodała i postawiła na stole. Bogorja i Stach patrzyli milczący.
Z komina, w którym pod popiołem stały węgle czerwone, dobyła ich kilka na skorupę, nasypała na nie proszku, dym dyszący rozszedł się po izbie — Stach do okna ustąpił.
Bogorja musiał iść i dać się okadzać. Postawiła garnek z wodą przed nim i kazała mu weń patrzeć pilno, nie odwracając oczu. Jaśko, rycerz nieustraszony, drżał zapatrując się na wodę, w głowie mu się zawracało.
Twarz jego bladła, nie mówił co widział, stał tak osłupiały długo, pot mu z czoła kroplami ściekał. Nagle zakrzyknął, dziko klnąc i odskoczył.
Padł na stołek stojący blizko, gdy Stach mu w pomoc nadbiegł. Czechna szybko garnek zabrała i wodę z niego wylawszy, siadła spokojnie. Spoglą-