Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowo! Kogo on zdradził? samego siebie chyba, kiedy do tego nieszczęśliwego kraju noga jego stąpiła!
Nie otrzymując odpowiedzi, żyd mruczał, kręcił się, nie odchodził, wreszcie zagadując o tem i owem, natrącił o Mierzwie, i cicho spytał, co się z nim stało?
— Jeżeli go nie powiesili — rzekł Stach — to spodziewam się, że to wkrótce nastąpi.
— A! niech go sobie wieszają! co mnie do tego! — zawołał Juchim,[1] — Pytam o niego, bo on mi winien dużo... To jest zdrajca! On wszystkiego nawarzył!
Zbyć się żyda nie mogąc Stach, okrył głowę i udał usypiającego; jakoż Juchim postawszy trochę, odszedł, a nim do wrót się dostał, znużonego już sen głęboki objął z marzeniami gorączkowemi.
Nad ranem książę Kaźmierz poszedł do swej komnaty. Z okna jej widok był na Wisłę ku murowance, której ściana jedna szarzała w pośród drzew zielonych. Książę spojrzał w tamtą stronę. Niegdyś Jagna dawała mu ztamtąd znaki, gdy pilno jej było powołać go do siebie. Naówczas w oknie, u którego siadywała, wywieszała kobierczyk szkarłatny, który zdala na murze widać było.
Oko Kaźmierza, nawykłe do tego miejsca, które on zajmował, rozeznawało łatwo, gdy był rozesłany. I teraz zdało mu się, że kobierczyk u okna widać było.
Lecz mogłaż się już tam Jagna znajdować?... Służąca może niebaczna zawiesiła, nie wiedząc co robi. Może go oczy łudziły? Serce uderzyło.
— Miałażby powrócić?
Smok ranny leżał u drzwi na posłaniu, rękę miał zgruchotaną ciężkim razem obucha.

Książę sam poszedł do niego. Na widok pana, zerwał się stary sługa tak żywo, jakby o chustach, któremi miał poobwiązywane ramię i dłoń zapomniał.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka.