Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrobił, a taki sprawiedliwy pan, jak książę Kaźmierz, karać mnie za to nie może, iż pana mego słucham. Wam żadnej krzywdy nie uczyniłem — Juchim wie, Juchim poręczy.
Drgnął naprzód żyd, gdy usłyszał o poręce, potem głowę spuścił, nie umiał odpowiedzieć, nie wiedział co począć.
— Juchima przecie macie w ręku, i jego trzos — rzekł Mierzwa. — Każdego czasu, jeżeli noga tu moja postanie, jeżeli co zbroję, weźmiecie go. On musi za mnie dać porękę!
— Musi? co to jest musi? — wyjąknął żyd — ja, za was?
— Jak nie dasz poręki — krzyknął Mierzwa, zwracając się ku niemu — na mękach czy bez mąk tak cię zwikłam, oplątam, oczernię, poprzysięgnę na ciebie, że zginiesz ty i cały ród twój i wszystkie mienie twe. Jak ja zdrajca, tyś też zdrajca. Choćbyś nim nie był, zrobię cię!
Stach słuchał, uśmiechając się z pogardą. Juchim odrętwiały, ręce to łamał, to sobie niemi oczy zakrywał — jęczał, głos stłumiony z piersi mu się dobywał, jak płacz nie mogący wyjść na świat.
Chwycił się za głowę i resztę włosów rozpaczliwie targać zaczął.
— Porękę za mnie da! — nalegał Mierzwa — a nie? mam ja ginąć, zgubię i jego!
— Juchim za ciebie da porękę — odparł Stach — a któż jemu za was zaręczy?
Juchimowi oczy błysły.
— Tak — przerwał — on musi dać zakładnika, syna swojego najstarszego Marka; ja go wezmę i dam porękę!
Mierzwie oczy się zaiskrzyły.
— Marka tu niema! — zawołał.
— To go przywiozą! — odparł żyd.
Stach myślał, wahał się, nie pewien co uczyni.
— Rozprawicie się o to z kim innym — począł —