ludu nigdy nie należeli. Ale waleczny Komorek nie był taki; na ostatnie słowa księcia schmurzył się i rzekł:
— Dziękuję Waszej Książęcej Mości za przyjaźń i przychylne słowa, lecz proszę mi wybaczyć, że nie dopuszczę, aby się Komorowski tem szczycił, na co Komorek zasłużył! Nigdy się niskiej chaty nie powstydzę, w której się z chłopskich urodziłem rodziców, bo zły to człowiek, co się wstydzi swoich ojców.
Rozrzewniony tą otwartą odpowiedzią książę, uściskał serdecznie dzielnego Mazura i obracając się do obecnych oficerów, którym zdarzenie całe opowiedział, rzekł:
— Oto wojak waleczny! którego dziś bardziej kocham, niż kiedykolwiek.
Koledzy otoczyli wieńcem szlachetnego Komorka, wyprawili potem na cześć jego ucztę; w całej Warszawie zachwycano się poczciwością i przywiązaniem do wieśniaczego stanu kapitana Komorka.
Bodaj nasza ziemia kochana takich ludzi jak najwięcej rodziła!