Strona:Józef Chociszewski - Bukiet pieśni światowych.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Każdą noc prawie o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem.
Młody jest strzelcem w tutejszym borze;
A kto dziewczyna? ja nie wiem.
Zkąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie,
Gdzie uszła? nikt jej nie zbada;
Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada.
Powiedz mi piękna, lubo dziewczyno,
Na co nam te tajemnice? —
Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie są rodzice?
Minęło lato, zżółkniały liścia
I dżdżysta nadchodzi pora:
Zawsześ mam czekać twojego przyjścia
Na dzikich brzegach jeziora?
Zawsze po kniejach, jak sarna płocha,
Jak upiór błądzisz w noc ciemną?
Zostań się lepiej z tym, co cię kocha,
Zostań się, o luba, ze mną!
Chateczka moja stąd nie daleka
Pośrodku gęstej leszczyny:
Jest tam dostatkiem owoców, mleka,
I jest dostatkiem zwierzyny.
Stój — stój! odpowie — hardy młokosie,
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie,
A w sercu lisie zamiary.
Więcej się waszej obłudy boję,
Niż w zmienne ufam zapały;
Możebym prośby przyjęła twoje:
Ale czy będziesz mi stały?