Strona:Józef Birkenmajer - Polska dywizja w tajgach Sybiru.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czeństw wojennych. I jak przedtem żołnierz polski szerzył oświatę i budził ducha narodowego wśród tysięcy swych rodaków na Syberji, tak teraz podjął się bronić ich piersią swą własną, torować im drogę do dalekiej Polski. A droga to była straszliwa, najstraszniejsza, jaką można sobie wyobrazić. W listopadzie rozpoczęły się mrozy, jakim równych niema w świecie całym, a przytem wszystkie drogi zostały zasypane śniegiem, niekiedy na parę metrów głębokim. Jedynym szlakiem, jaki pozostał cofającym się oddziałom polskim, były tory kolejowej magistrali. Na torach tych cisnęły się jeden za drugim pociągi polskie, rozciągnięte na przestrzeni mniejwięcej takiej, jaka oddziela Warszawę od Częstochowy. Posuwać się w tym zatorze mogły bardzo wolno, zwłaszcza że nader często lokomotywom brakowało wody i paliwa. Zapasy węgla poczęły się wyczerpywać wobec strajku panującego w kopalniach, to też zaczęto palić drzewem, które brano z rozwalonych budynków stacyjnych, nierzadko rąbano na tenże cel słupy telegraficzne i podkłady kolejowe. Zniszczeniu uległa większa część urządzeń wodociągowych po stacjach, wobec czego musiano wodę do kotłów nosić z przerębli rzecznych, a w braku tejże zasilano kotły tysiącami wiader śniegu, które ludność cywilna i żołnierze wolni od służby podawali sobie z rąk do rąk całemi godzinami, byle choć trochę przyśpieszyć działanie lokomotywy. Nadomiar złego niejednokrotnie ule-