Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chanie to siła wielka, poznasz kiedyś to i ty, paniczu, jak dorośniesz. Oprzeć się jej nikt nie potrafi, nikt... A do tego miał Czekaj oczy takie błyszczące, co urok rzucać umiały, więc pewno i Hankę niemi urzekł. Jak tam było, tak było, dość na tem, że jej głowę zawrócił doszczętu. Zawdy jednak nie była jeszcze tak otumaniona, by nie wiedziała, co się godzi, a co nie godzi, więc jak zmiarkowała o tej sprawie nieczystej, idzie do Czekaja i peda:
— Antek! miej Boga w sercu, nie chodzi tamok!
A on, że był podpity, zwymyślał ją i za drzwi wyrzucił, sam zaś nałożył czapę na łeb i poszedł na Czernichówek. Że jednak był porządnie cięty i we łbie mu szumiało, więc się wywalił do rowu i leżał, jak nieboskie stworzenie, klnąc i przezywając. Tymczasem zaszedł mu drogę jenszy gospodarz z tej wsi dziedzicowej, co wybierał się na jarmak i prowadził prosiaka na powrózku, za nogę uwiązanego. Kiej obaczył chłopa w przykopie leżącego, myślał, że nieżywy albo chory, więc go litość wzięna i chciał mu przyjść z pomocą. Ale Jantek miał złość wielką skroś ten upadek, a jeszcze więcej go złościło, że pro-