Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to, że sygnaturka jest poświęcona na kapliczce. Zdejm ją stamtąd, a dam ci złota, ile zechcesz.
Zgodził się szlachcic, ale się bał sam kraść rzecz poświęcaną, więc ugodził sobie chłopa jednego, co lubił rezykować. Czekajem go nazywali, bo gdy był podpity i kto mu drogę zastawił, miał zwyczaj powiadać: „Czekaj, ja ci tu pokażę!“ Bali się też go ludzie i omijali zdaleka, a nawet i djabół go się lękał, bo i onego Czekaj raz za rogi wytarmosił. Dla dziedzica tylko jednego miał respekt, chociaż niewiadomo za co, chyba za to, że mu dawał pić przez pieniędzy, za darmochę. Czekaj zaś był człek pijący i za kieliszek dał się na wszystko wyciągnąć. Nie uszanował wtedy i najświętszej świętości, bo i tak w przekleństwach nieraz Boskie imię znieważał. Ksiądz go za to nieraz strofował, ale nie pomagało, jak groch o ścianę, więc z jambony ogłosił, aby się z Czekajem ludziska nie wdawali. Od tej chwili, jak przedtem każdy od niego stronił, tak teraz wszyscy uciekali, jak od zapowietrzonego. Była wszelako jedna dziewucha, która za nim wżdy chodziła, jak wróbel za rarogiem i nie baczyła nic a nic na ludzkie gadanie. Już to ko-