Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało, że drzwi stajni nie tak zawarte, jak je wczoraj zawierał, ale jakosi niedomknięte. Potem mu się zwidziało, że w nocy przez sen słyszał, jak ktoś otwierał wrota u niego i jakby się odzywał skrzybot orczyków i tupotanie kopyt.
— Nieinaczej! Ciupek u mnie prosił pługa, a widząc, że mu nie dam, to mi go nockiem wykrada i konia mi morduje psiajucha. Ale ja mu pokażę! Nie ujdzie mu to tak na sucho, jak przódzi z tym dworskim pługiem!
Tak-ci rozprawiał ze sobą Józek Michna i umyślił sobie, że stanie w nocy koło swojego płotu, skąd jak na dłoni widać było zagrodę Fajtową i wchód do niej, bo to nocka była jasna i miesiączek przyświecał. Po wieczerzy zara czatował, ale się długi czas doczekać nie mógł nikogo i wkoło było cicho, jak w kościele, ino w Rudnie woda szuściała. Przeczekał tak dobrych kilka pacierzy, aż wreszcie zobaczył, że od strony domu Fajtowego ktoś idzie powoli w jakimś dziwnym stroju, takiejci długiej kapocie, jak organista, i trepkach na nogach, jak kloryki bernardyńskie z Lubernije. Broda mu się ciągnęła długa do pasa, jak u Moszka Wasserteila, ino że