Strona:Józef Birkenmajer - Mój przyjaciel Sań Fu.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Usnąłem, ukołysany monotonją dźwięków, a może i temi marzeniami — o szczęśliwszem jutrze. W parę godzin później znów się obudziłem: było ciemno i cicho, tylko Sań-fu niekiedy zachrapał przez sen, a z dworu czasem doniósł się płacz wichru jesiennego. Nie mogłem już zasnąć: niewiadomo, czy przyczyną były wrażenia tej nocy, czy ten zezujący na mnie z mroku Budda, czy też ukąszenia pcheł...
Nie spałem i myślałem, jaką to też nieocenioną kobietą musiała być Lu-da.
Urocza, kochana, wierna Lu-da!...

—— — : - : — ——


21