Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie, to być nie może! — szeptałem z rozpaczą, przewracając się z boku na bok.
Ale przypomniał mi się wyraz jéj twarzy podczas opowiadania... mimowolny wykrzyk Łuszyna w Nieskuczném, jéj nagłe, niewytłómaczone zmiany w obejściu ze mną, i te, które w niéj zaszły, i te łzy — i choroba...
Gubiłem się w domysłach. „Kto on?“ — te dwa słowa zdawały się stać przede mną, niezgładzonemi zgłoskami wypisane w ciemności. Jakaś złowieszcza piorunowa chmura zawisła tuż nade mną; czułem prawie jéj ciężar i czekałem tylko, by wybuchnęła burzą i gromem.
Do wielu rzeczy przyzwyczaiłem się w ostatnich czasach, napatrzałem się w domu księżny i oswoiłem z biedą, nieporządkiem, połamanemi sprzętami, świecą łojową, Bonifacym, obdartą i brudną pokojówką, samą wreszcie panią domu, krzykliwą i ordynarną; to wszystko już mię nie raziło, lecz oswoić się nie mogłem z nowym charakterem Zeneidy, z jéj tajemniczością, z tém, co w niéj przeczuwałem, odgadywałem niejasno... „Awanturnicą“ nazwała ją moja matka. Awanturnica owa — moje bóztwo! Paliła mię ta nazwa, jak hańbiące piętno; chciałem przed nią uciec, zapomniéć, oburzałem się, a zarazem — gotów byłem oddać życie i nieśmiertelność, byle zostać tym wybranym szczęśliwcem u fontanny!...
Krew płynęła i grała mi w żyłach, głowa pałała... „Ogród“... „Fontanna“... „Królowa“...
— Pójdę do ogrodu! — zawołałem nagle, podnosząc się z łóżka.
Ubrałem się szybko i wymknąłem z domu. Noc była ciemna, wilgotny chłód padał z nieba, drzewa poruszały się zlekka, leniwo; trawy i zioła wydawały silny, charakterystyczny zapach. Obszedłem wszystkie aleje; głuchy dźwięk własnych kroków trwożył mię i dodawał odwagi. Przystawałem, czekałem i nasłuchywałem uderzeń własnego serca, które biło mocno i prędko.
Nakoniec zbliżyłem się do płotu i oparłem o cieńką wysta-