Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zerwałem się, lecz Zeneida położyła mi szybko rękę na ramieniu, i stojąc, przemówiła lekko drżącym głosem:
— Nigdy nie dałam jaśnie panu prawa być wobec mnie zuchwałym, i dlatego... proszę wyjść natychmiast.
Wskazała mu drzwi z powagą.
— Ależ pani!... — zawołał, blednąc, hrabia.
— Księżna ma słuszność, — krzyknął Białouzorow, i podniósł się groźnie.
— Na honor, tego się nie spodziewałem, — tłómaczył się piękny hrabia. W moich słowach nie było przecież nic takiego, nie miałem zamiaru nikogo obrażać... proszę mi wybaczyć.
Zeneida spojrzała na niego wyniośle i uśmiechnęła się innym uśmiechem.
— Zostań pan zresztą, — rzekła pogardliwie. — Rzeczywiście nie warto się gniewać. Potrzebujesz pan kąsać, dla zdrowia.
— Proszę o przebaczenie — powtórzył Malewski, a ja, wspomniawszy ruch Zeneidy, pomyślałem, że królowa nie mogłaby z większą godnością ukazać drzwi zuchwalcowi.
Gra w fanty skończyła się wkrótce po tém małém zajściu; wszystkim było jakoś dziwnie, nie tyle z powodu zaszłéj sceny, ile pod wpływem jakiegoś nieokreślonego uczucia. Nikt o niém nie wspomniał, lecz każdy doznawał go w sobie i odgadywał w innych. Majdanow czytał nam swoje utwory, a Malewski chwalił je z przesadzonym zapałem.
— Chciałby napowrót wleźć w skórę baranka — szepnął mi Łuszyn.
Rozeszliśmy się wcześnie. Zeneida była roztargnioną i co chwila wpadała w zamyślenie; księżna przysłała z oznajmieniem, że ją głowa boli; Nirmacki zaczął uskarżać się na reumatyzm...
Długo nie mogłem zasnąć: opowiadanie Zeneidy utkwiło mi w sercu. Czyżby w niém było jakie ziarnko prawdy? A jeśli było... to jakie?... Co o tém myśléć i co to mogło oznaczać?.. I co robić... jeśli to — prawda?