Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wpijając szpilkę coraz głębiéj i zaglądając mu w oczy, które odwracał napróżno.
Najmniéj zrozumiałym dla mnie był jéj stosunek z Malewskim. Hrabia był bardzo przystojny, zręczny i rozumny, lecz było w nim coś fałszywego, coś niedomówionego, coś, co kazało się miéć na baczności, i ja nawet, szesnastoletni chłopiec, widziałem to i dziwiłem się niewypowiedzianie, że Zeneida zdaje się o tém nie wiedziéć lub nie zwraca na to uwagi. Być może zresztą, że ten fałsz widziała, lecz nie miała do niego wstrętu. Wszystko składało się na to: brak wszelkich zasad w wychowaniu, matka, dziwne stosunki i przyzwyczajenia, cała atmosfera domu, ubóztwo, nieporządek, nieograniczona swoboda, do któréj przywykła tak wcześnie, poczucie swojéj wyższości nad całém otoczeniem, nadmiar energii i siły, ironia życia i oryginalny charakter, wszystko to przyczyniało się potrosze do wyrobienia w niéj jakiéjś pogardliwéj filozofii i obojętnego lekceważenia istniejących praw i pozorów. Machnęła ręką na wszystko i śmiała się głośno. Nieraz przy gościach Bonifacy przyjdzie oznajmić, że cukru niéma, goście się posprzeczają, nędzna jakaś plotka wyjdzie na wierzch, a ona potrząśnie głową: „głupstwo!“ i nie dba o to.
We mnie za to krew wrzała, gdy hrabia zbliża się do niéj jak lis, skradając się z chytrym uśmiechem, oprze się z wdziękiem o poręcz jéj krzesła i zacznie szeptać pochlebstwa z miną zadowoloną i tryumfującą. A ona słucha, ręce założy, uważnie patrzy mu w oczy i słucha z uśmiechem, potakując głową.
— Co za przyjemność przyjmować takiego Malewskiego? — zapytałem raz, gdy bylibyśmy sami.
— Takie ma ładne wąsiki! — odparła, mrugnąwszy. — To nie należy do pana, — dodała zaraz potém seryo.
— A może pan myślisz, że go kocham? — zagadnęła mię innym razem. — Nie, nie mogłabym pokochać takiego, na którego patrzę z góry. Ja potrzebuję innego... kogoś, ktoby mię zła-