Strona:Iliada3.djvu/251

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Iż wziąć za Chryzeidę okupu nie chciałem.
    Bom ią żądał mieć w domu, bo ią ukochałem,
    Bo ią nad Klitemnestrę żonę moię własną
    Przekładałem, choć niemniéy przemyślną i krasną,
    A panną mi ślubiona była Tyndarowna.
    Ta zaś twarzą, przemysłem i pracą iéy zrówna.
    Jeśli zaś lepiéy wrócić, nie iestem przeczący,
    Wolę widzieć lud zdrowy, niż umieraiący.
    Lecz niech mi wraz nagrody będą zgotowane,
    Niech bez zysku z Achiwów ia sam nie zostanę,
    Wszak to widzicie wszyscy, że tak się nie godzi:
    Że mi moia nagroda gdzieindziéy przechodzi.„
    Jemu zaś chybkonogi Achilles tak rzecze:
    „Atreycze! siebiechwalco! łakomy człowiecze!
    Jakżeć dadzą nagrodę Danaycy wspaniali?
    Wież kto, czyśmy gdzie dotąd wspólny skarb zsypali!
    Był dział łupów z miast wziętych, narodow uchwałą:
    A nie zdobi, znów zkupiać, co się raz rozdało.
    Ty! dziś téy ustąp bogu; a Danaycy ci to
    Troiako i czworako nagrodzą sowito,
    Jeśli im kiedy Jowisz da posiłki swoie,
    Znieść mocnemi twierdzami opasaną Troię.„
    Na to król Agamemnon ozwie się surowo:
    „O Achillesie! nie błądź tak daleko głową.
    Chocieś podobien bogu i siłę masz władną,
    Nie potrafisz mnie podeyśdź, ni ułudzić snadno.