Strona:Iliada3.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
POŻEGNANIE
HEKTORA Z ANDROMACHĄ
Z XIĘGI VI. JLIADY.
Przekładania Minasowicza.

Hektor tęskniąc, że iego ręce próżnowały
Długo, by z miasta wyszedł, krok swóy niósł na wały.
I sercem, które ogniem w nim do woyny tlało,
Szedł, by Grekom dał odpór odważnie i śmiało.
Gdy zwolna przeciw niemu idąc, niespodzianie
W oczach mu Andromacha zadumiałych stanie.
Za nią iedna Troianka pomykając nogi,
Niosła Astyanaxa na ręku, skarb drogi.
Widząc go oyciec, wzruszy affektem się znacznie,
Uśmiechaniem, oczyma, z nim się pieścić zacznie.
Tymczasem cała we łzach wsparłszy na ramiona
Mu się, smutek wyrazi swóy w tych słowach żona:
„Te porywcze umysłu śmiałego zapały
Śmierć ci przyniosą, mężu móy nader wspaniały!
A ty nie chcesz litosném okiem spoyrzeć przecię,
Ani na twą małżonkę, ani na to dziecię.
Gdy cię Grecy, co zdradą na dni twoie chytrą
Czuwaią, przez podeyście nagle mi z rąk wydrą.
Bo te nikczemne duchy spólną razem siłą
Wpadłszy na cię, twe życie przywalą mogiłą.