Strona:Iliada3.djvu/016

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Co pola Troi, nurty przerzyna krętemi,        75
    W niebie nazwana Xantem, Skamandrem na ziemi.
    Tak bogi walczą z bogi: lecz Achilles dyszy,
    Przedrzeć się do Hektora, wpośród towarzyszy;
    Nad nim zwycięstwem pragnie swą rękę zaszczycić,
    I okrutnego Marsa iego krwią nasycić.
    Natenczas bóg, co łukiem narody przestrasza,
    Przeciwko Achillowi wzbudza Eneasza:
    Młodego kształt na siebie Likaona wdziewa,
    I temi słowy syna Anchiza zagrzewa.
    „Wodzu! którego Troia wśród naypiérwszych kładzie,
    Gdzie twoie słowa, ziomkom dane przy biesiadzie?
    Gdzie się podziały groźby, gdy zagrzany winem,
    Przyrzekałeś się spotkać sam z Peleia synem?„
    „Pryamidzie, wódz mówi, zaco mię chcesz kusić?
    Zaco mię chcesz do boiu z Achillem przymusić?
    Nie piérwszy razbym iego broni się nadstawił.
    Lecz mię dzidą iuż przegnał, iuż strachu nabawił,
    Kiedy na Jdzie nasze opanował trzody,
    I wywrócił Lirnessu i Pedazu grody.
    Gdyby w téy bitwie Jowisz nie był mię ochronił,
    Gdyby nie dał szybkości, gdy mię Pelid gonił;
    Z rąk iego i Minerwy wziąłbym raz śmiertelny:
    Od niéy on miał zwycięztwo, od niéy zapał dzielny,
    Obalaiąc Lelegów i rycerzów Troi.
    Próżno się mocarz ziemski na niego uzbroi: