Strona:Iliada2.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żywegom cię odeszła rycerzu waleczny,        283
Dziś, gdy wracam, iuż ciebie okrywa cień wieczny.
Nieszczęście po nieszczęściu me ciągnie tęsknice!
Mąż, którego mi dali kochani rodzice,
Widziałam, iak przed miastem pchnięty miedzią zginął.
Tenże smutny los braci lubych nie ominął:
Miałam ich trzech, z jednego wyszli ze mną łona.
Jednak tylą klęskami gdym była strapiona,
Gdy Pelid zabił męża, i miasto obalił,
Tyś moie łzy ocierał, tyś ięków się żalił:
I abym nie tak czuła srogość moiéy zguby,
Swietneś mi z Achillesem obiecywał śluby.
Ty miałeś płynąć ze mną do Ftyi przez wody,
Ty mi sprawić weselne przyrzekałeś gody.
Placzę ciebie, z łez oczu nigdy nie osuszę,
Twa dobroć zawsze będzie zaymować mą duszę.„
Inne branki swe ięki łączą z jéy rozpaczą:
Lecz na pozór Patrokla, w rzeczy siebie płaczą.[1]
Achilla proszą wodze, by się chciał posilić.
„Jeżeli kto się raczy do méy prośby schylić,
Jeśli móy stan szanuie, rzekł rycerz ze łkaniem,
Niech mię więcéy nie trudzi przykrém naleganiem.
Pozwólcie, że tak sobie w mych bolach narzekam,
Mam dość sił, bez pokarmu końca dnia doczekam.„
Na te słowa od niego wychodzą Achiwy:
Lecz Atrydy, Ulisses i Nestor sędziwy,

  1. Wyraz ten tak prawdziwy, tak wystawuiący rzetelne czucie serca, od naywiększych nieprzyiaciół Homera, otrzymał pochwałę. Podług mego gustu, mówi Terrasson, wyraz ten iest naypięknieyszy w całéy Jliadzie.