Strona:Iliada2.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Piechotni piesze walą pierzchaiących szyki,        153
Wozy walczą na wozy z strasznemi okrzyki,
Rumaki piasek miecą twardemi kopyty.
Tuman gęsty się wznosi pod sklep gwiazdolity,
A krol mężów, gdy woysko Dardanów truchleie,
Sciga, swoich zapala i rzeź srogą sieie.
Jako, gdy się zaiadły pożar zaymie w lesie,
Gdzie szalony wiatr chmurę ognistą zaniesie,
Upadaią gałęzie, nikną pnie z korzeniem;
Tak też pod niezwalczoném Atryda ramieniem,
Spadaią Troian głowy, trupy ziemię kryią.
Konie, z próżnemi wozy, pyszną kręcąc szyią,
Biegną, nie czuiąc znanéy powoźników ręki:
Leżą! sępom z nich pastwa! żonom długie ięki!
Hektora uprowadza Saturnid łaskawy,
Z pośród krwi, zamieszania, rzezi, boiu, wrzawy.
Atryd pędzi, i Greków lud zagrzewa bitny.
Już Troianie grób Jla przeszli starożytny,
Uciekaią, gdzie w polu stoi dzika figa,
Pragnąc w mieście schronienia: Tuż ich Atryd ściga,
Cały kurzem okryty i krwią ich spluskany.
Gdy pod bramą i bukiem stanęły Troiany,
Oczekuią na swoich: ale ci strwożeni,
Rozpierzchli po rozległéy biegaią przestrzeni.
Jak trzoda, w noc ode lwa ścigana, ucieka,
Lecz iednę iałowicę pewna zguba czeka,