Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stracił moc w ręce, długą pracą zmordowany:        803
Uniosłszy puklerz, czarną krew ocierał z rany.
Dotknąwszy iarzma Pallas, w tym rzecze sposobie:
„Możnaż wierzyć, że płynie krew Tydeia w tobie?
Oyciec miał umysł wielki, chociaż, w ciele małém:
Z jednakim, na plac boiu wychodził zapałem;
A gdym go chciała czasem w zapędzie utrzymać,
Nie przestawał się rycerz w mężném sercu zżymać.
Przybył do Teb za posła, z wspólnéy Greków rady:
Jam kazała spokoynie używać biesiady;
Lecz nie dało się iego uhamować męztwo,
Wyzwał wszystkich Kadmeiów i odniósł zwycięstwo.
Takie wsparcie odemnie w każdéy miał potrzebie.
Równie ci towarzyszę, równie grzeię ciebie,
Abyś z Troiańskim śmiało potykał się ludem:
Lecz albo długim iesteś wysilony trudem,
Albo ci strach nikczemny w piersiach serce ścina:
Jakże od siebie Tydey różnego ma syna!„
A Dyomed: „Bogini! ciebie ia poznaię,
Przeto ci wszystko powiem i nic nie zataię.
Ani mię strach osłabia, ani gnuśność ima.
Lecz mię z twoich ust własnych wyszły rozkaz trzyma.
Zakazuiąc podnosić przeciw bogom dłoni,
Wtedyś mi tylko użyć pozwoliła broni,
Gdyby Wenus odwiedzić śmiała krwawe boie.
I sam się cofam, pomny na rozkazy twoie,