Strona:Iliada.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnie ich konie obu nie wrócą oyczyznie.        257
Jeżeli się z téy bitwy choć ieden wyśliźnie.
Ty pamiętay, Stenelu, dopełnić méy woli:
Gdy mi obu ich Pallas obalić pozwoli,
Moie przywiąż do wozu, a natychmiast konie
Eneasza uprowadź ku Achiwów stronie.
Z tych idą, które Jowisz dal za Ganimeda:
Pod słońcem żadnym koniom nikt pierwszeństwa nie da.
Nie wiedział król, gdy Anchiz, kochanek Wenery,
Klacze swe pod niebieskie podstawił ogiery,
I sześć zrzebców ognistych w tym dostał sposobie.
Z nich cztéry w jego domu pasą się przy żłobie,
Dwóch ustąpił dla syna swego Eneasza:
Jeśli ich dostaniemy, wielka sława nasza„
Ci mówią, tu rumaki wartkiém grzmią kopytem,
Lecą nieprzyiaciele, wraz silnym dzirytem
Zbroyny tak mówi Pandar: „Tydydzie zuchwały,
Jeszcze ziemi od moiéy nie zaległeś strzały?
Niedawno, próżno łuku na ciebie używszy,
Włóczni doświadczę, ieśli nie będę szczęśliwszy:„
To rzekł, i długi oszczep natychmiast wymierza:
Zręcznie rzucony pocisk trafił wśród puklerza,
Przebił go, lecz kirysa przewiercieć nie zdołał.
Zaraz Pandar wyrazy chlubnemi zawołał:
„Zginąłeś, aż do wnętrza grot cię sięgnął krwawy.
Ty umrzesz, a ia wiecznéy dostąpiłem sławy.„