Strona:Iliada.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Menelay, choć nieproszon, śpieszy do ofiary,        413
Bo zna, iakie brat dźwiga na głowie ciężary.
Obskoczą wołu, mąkę świętą w ręce biorą,
A król mężów do nieba modli się z pokorą:
„Jowiszu! niebios władco, nieskończonéy mocy;
Dziś przed zachodem słońca, przed powrotem nocy,
Day bym pyszny Pryama zamek mógł obalić,
I Troi nieprzyiazne bramy ogniem spalić:
Day, bym włócznią w Hektora utopił paizie;
Niech przy nim tłum walcząch zębem piasek gryzie.„
Modlił się: ale próżno skłaniał umysł boski:
Przyiął Jowisz ofiarę, a gotował troski.
Po skończonéy modlitwie, zaraz w téyże chwili,
Ofiarniczego wołu mąką poświęcili:
Potém głowę bydlęcia podnoszą do góry,
Rzeżą ie, zabiiaią i łupią ze skóry:
Uda wołu tlustością dwakroć obwinięte,
Kładą mięso na drobne kawałki pocięte,
Kurzy się dym z ofiary na szczepaném drzewie,
Wędzi się w żywym ogniu poświęcone trzewie:
Pokosztowawszy wnętrza, resztę mięsa zsiekli,
I po spaleniu udców na rożnach upiekli.
Tak wszystko zgotowawszy, nakrywaią stoły,
Jedzą, każdy używa swéy części wesoły.
A gdy iuż dosyć mieli iadła i napoiu,
Szanowny starzec Nestor, tak radzi o boiu.