Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzidy ostrzcie, obroku nie szczędźcie dla koni,        387
Doświadczcie waszych wozów i wszelakiéy broni.
Srogim Marsem przez cały dzień będziem się bili,
A wytchnąć nie pozwolę, ani iednéy chwili:
Z samą się chyba przerwie bóy okrutny nocą,
Dobrze się tu i piersi i tarcze zapocą:
Bez przerwy rohatyną robiąc, dłoń zdrętwieie,
I konie, wóz ciągnące, hoyny pot obleie.
A kto się na okręty od boiu oddali,
Przysięgam, że od zguby nic go nie ocali:
Psom się na brzydką pastwę i sępom dostanie.„
Skończył, a straszne woyska powstało wołanie:
Grzmi powietrze; iak ryczą na morzu bałwany,
Gdy z innemi Not wiatry walczy zagniewany,
I na skalę pobrzeżną całą moc wywiera,
A skała silnym barkiem gniew iego odpiera,
Z rady do naw gromada rozchodzi się cała,
W namiotach palą ognie, zasilaią ciała:
Każdy niesie przedwiecznym bogom święte śluby,
Aby go zachowali dnia tego od zguby.
Sam święci, Jowiszowi czyniąc ślub pobożny,
Pięcioletniego wołu, ludów król przemożny.
Do téy ofiary wodzów nayprzednieyszych wzywa:
Z Jdomeneiem Nestor naypiérwéy przybywa:
Dwa Aiaxy, i Tydyd wódz Argiwskiéy młodzi,
Szósty na nię roztropny Ulisses przychodzi.